środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 8.

   Luke siedział u mnie dość długo. Powiedział mi, co mam robić, a przy okazji się dowiedziałam, co zmusiło go do bycia tym, kim się stał. Widziałam, że nie było mu łatwo z tym żyć, a co dopiero opowiadać o tym zupełnie obcej osobie. Nie potrafiłam nawet wyobrazić sobie tego, przez co przechodził i tak naprawdę nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, by go wesprzeć choć w najmniejszym stopniu.
   - Więc już wiesz, co się wydarzyło w moim życiu i dlaczego jestem tym, kim jestem. – powiedział chłopak po dłuższej chwili ciszy między nami. – Początki naszej znajomości nie były zbyt ciekawe, więc jeśli byś chciała, zacznijmy ją od nowa. Jestem Luke.
   Luke wyciągnął rękę w moim kierunku. Patrzyłam na niego i nie widziałam w nim nawet cząstki człowieka, którym stał się po śmierci swojej ukochanej. Wyglądał tak niewinnie, a ja uświadomiłam sobie, że moje problemy nigdy nie były tak poważne jak zawsze myślałam i jedyne, o co powinnam się teraz martwić to moje życie.
   - Kate. – uścisnęłam dłoń Luke’a i uśmiechnęłam się niepewnie, bo nie byłam jednak przekonana, że ta znajomość skończy się dobrze. Byłam świadoma, że to wszystko działo się w niesamowicie szybkim tempie, ale niestety nie miałam na to wpływu. Jeszcze miesiąc temu zapewniałam mamę, że nic mi się nie stanie na treningu, a teraz muszę zrezygnować z mojej pasji.
   - Miło mi cię poznać, Kate. – wyglądało na to, że chłopak miał szczere intencje wobec mnie, ale nie miałam zamiaru obdarzyć go zaufaniem, przynajmniej nie teraz.
   - Luke, czy mógłbyś mi coś obiecać? – zapytałam. Była jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju, a dokładniej ktoś. Tym kimś był Ian. Bardzo nie chciałam go w to wplątywać, ale odniosłam wrażenie, że już zaczął się czegoś domyślać. – Nie chcę, żeby Ian się o czymś dowiedział. Nie chcę, żeby był w niebezpieczeństwie.
   - Nic mu się nie stanie. Obiecuję ci to. – odparł, a mnie wcale się lżej na sercu nie zrobiło. Wiedziałam, że jak tylko Ian dowie się czegoś, czego wiedzieć nie powinien, wpadnie w kompletne bagno. Sam fakt, że dzisiaj nie pojawiłam się w szkole na pewno go zdziwił, bo nigdy nie zdarzyło mi się opuścić chociażby jednej lekcji. Teraz tylko muszę poczekać na telefon od niego, bo bez tego się nie obejdzie.
   - Wiesz… - zaczęłam. – Te mistrzostwa były moim największym marzeniem i boli mnie to, że nie będę w stanie go spełnić. Byłam tak blisko…
   Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałam, co zrobić. Moje jedyne marzenie nie może zostać spełnione. Byłam zdruzgotana.
   - Hej… - Luke się odezwał i przysunął do mnie. – Czasem musi być ciężko, żeby potem było dobrze. Będą następne mistrzostwa, na które na pewno pojedziesz bez żadnych obaw.
   - O ile przeżyję. – powiedziałam i wybuchłam płaczem. – Tak bardzo się boję.
   Poczułam rękę chłopaka na plecach, a po chwili zalazłam się w jego ramionach, wciąż płacząc. Nie mogłam się już powstrzymywać, mimo to wiedziałam, że to dopiero początek. Wiedziałam, że będzie coraz gorzej i cały czas, który poświęcałam swojej pasji i jedynemu przyjacielowi będę musiała poświęcić na siedzenie w domu i rozmyślanie, kiedy to wszystko dobiegnie końca. Wmawiałam sobie, że wszystko będzie dobrze, jednak to sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej pod względem psychicznym.
   - Katie, spokojnie. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. – odrzekł Luke po kilku minutach.
   Starałam się uspokoić, ale nie wiedziałam w jaki sposób. Chciałam tylko wyjść z domu bez obaw, że mogę stracić życie.
   - Nie mogę tu już dłużej siedzieć. – powiedziałam, gdy już trochę się uspokoiłam. Wstałam kanapy, na której siedzieliśmy i poszłam do kuchni. Przepłukałam twarz zimną wodą i dodałam: - Możemy stąd wyjść chociaż na godzinę?
   - A gdzie byś chciała iść? – Luke przyszedł do kuchni i oparł się o ścianę.
   - Nie wiem, gdziekolwiek, byle nie siedzieć w domu.
   - Okej… znam takie miejsce, które może ci się spodobać. – chłopak uśmiechnął się i podszedł do drzwi wyjściowych. Ja wciąż stałam w tym samym miejscu. – Idziesz czy nie?
   Szczerze mówiąc to trochę się zdziwiłam. Myślałam, że mam kategoryczny zakaz wychodzenia z domu. Z jednej strony się ucieszyłam, ale z drugiej pomyślałam o niebezpieczeństwie, które może czyhać na mnie w każdej chwili.
   - Tak, idę. Tylko trochę mnie to zdziwiło. Myślałam, że nie pozwolisz mi wyjść z domu.
   - Tam, gdzie pojedziemy będzie bezpiecznie.
   - W porządku. Więc tylko się przebiorę. – powiedziałam i szybko pobiegłam do swojego pokoju.
   Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę było otwarte okno. Byłam pewna, że jak dzisiaj wstawałam to było zamknięte. Doszłam do wniosku, że to pewnie wiatr je otworzył, więc je po prostu zamknęłam. Jednak wchodzenie do mojego pokoju było w tej chwili błędem i uświadomiłam to sobie, gdy zobaczyłam wysokiego chłopaka, który pokpiwająco się na mnie patrzył. Uświadomiłam sobie, że to także on zatrzymał mnie, gdy wracałam, a raczej uciekałam z domu Luke’a. W tej chwili byłam tak przerażona, że nie mogłam się nawet ruszyć, a serce mi biło tak mocno, że można było je usłyszeć.
   - Myślałaś, że mi uciekniesz? – podszedł bliżej. – Cóż, prawda jest taka, że przede mną nie da się uciec, moja droga.
   - Dobra, czego ode mnie chcesz? – zapytałam, nie wiedząc, co zrobić. Krzyczeć? Uciekać?
   - Chcę tylko twojej śmierci, to takie proste. – odrzekł. – Ale spokojnie, dzisiaj pójdziesz ze mną, najpierw muszę się z tobą trochę zabawić.

   - Luke! – krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam i pobiegłam do drzwi. Mężczyzna jednak mnie złapał i przyłożył coś do twarzy, a ja po chwili widziałam już tylko ciemność.
___
Jednak wyszło mi to trochę szybciej niż się spodziewałam, ale myślę, że to lepiej dla osób, które chcą jeszcze to czytać. Myślę, że przez ten rok czasu, kiedy nic tu nie wstawiałam, mój styl pisania trochę się zmienił, ale to Wy jesteście tu od oceniania. Mimo wszystko, muszę dojść do wprawy po tak długiej przerwie. Następny rozdział pojawi się dopiero, gdy pod notką pojawią się jakieś komentarze z opinią o rozdziale (a chciałabym, żeby się pojawiły!). 
Mam nadzieję, że da się to przeczytać, mimo że mało w nim jakichś ciekawych zwrotów akcji, ale niedługo się takowe pojawią! Więc żeby nie przedłużać, dziękuję Wam za jakąkolwiek uwagę i do następnego! 

niedziela, 14 czerwca 2015

UWAGA!

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie! Mam nadzieję, że jeszcze mnie trochę pamiętacie. Chciałam poinformować wszystkich czytelników, że mam zamiar powrócić do pisania tego opowiadania i chcę je skończyć. Ostatni rok był niestety rokiem dla mnie ciężkim, gdyż zmagałam się z nauką w klasie maturalnej i nie było to wcale przyjemne zajęcie. Na szczęście szkołę i zarazem maturę mam już za sobą i postaram się jakoś nadrobić moją nieobecność na tym blogu. Szczerze mówiąc to trochę już zapomniałam, jak to jest pisać opowiadanie, ale mam nadzieję, że nie wypadłam aż tak z wprawy mając za sobą kilkadziesiąt wypracowań i rozprawek z polskiego (hahaha). Myślę, że kolejnego rozdziału możecie się spodziewać na przełomie czerwca i lipca i od tego momentu rozdziały powinny pojawiać się raczej regularnie.
Jeśli macie jakieś pytania, bądź chcecie zostać poinformowani o rozdziale, to mój twitter: decisiontaken
Dziękuję tym, którzy to przeczytali i "widzimy" się niedługo!

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7.

   Gdy tylko Ian poszedł do domu, wykręciłam numer do Luke’a. Nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic. Poddałam się. Fakt, że zostałam sama w domu przerażał mnie do szpiku kości. Nie miałam nawet pojęcai, gdzie byli moi rodzice. Wszystko zdawało się być dla mnie tak mało realne, nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości. Zaczęłam panikować. Nie chciałam być sama. Po chwili zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
   - Kate, dzwoniłaś. – usłyszałam spokojny głos Luke’a. – Coś się stało?
   - Nie… to znaczy tak… - zaczęłam. – Chodzi o to, że… Chciałabym, żebyś przyszedł do mnie jutro rano. Mógłbyś…?
   - Tak… pewnie. – odparł, a po chwili nastała między nami niezręczna cisza. – To do jutra.
   - Do jutra. – odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Dosłownie pięć minut później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i głos, który znałam już na pamięć. Głos mojej mamy.
   - Kate, już jesteśmy! – krzyknęła, a ja pobiegłam na dół i przywitałam się z rodzicami.
   - Martwiłam się, długo was nie było. – powiedziałam.
   - Spokojnie kochanie, już jesteśmy, nie masz się już czym martwić. – uśmiechnął się tata.
   „Chyba jednak mam”, pomyślałam, przypominając sobie o wiadomości, którą dostałam kilka godzin temu.
   Będąc świadoma, że rodzice są już w domu, czułam się trochę bezpieczniej, jednak fakt ten wcale nie sprawił, że sen przyszedł szybko. Mimo że od dawna nie mogłam się porządnie wyspać, nie chciało mi się spać. Pomyślałam o Ianie, który o niczym nie wiedział. Chciałam mu to wszystko opowiedzieć jak najszybciej, ale wiedziałam, że to nie jest najlepszy pomysł. „Dlaczego?”, zadałam sobie w myślach kolejne pytanie, na które nie mogłam sobie odpowiedzieć.
***

   Obudził mnie głośno dzwoniący budzik. Niechętnie wyciągnęłam rękę w jego kierunku i go wyłączyłam. Po pięciu minutach siedziałam samotnie w kuchni i jadłam płatki z mlekiem. Moi rodzice byli już dawno w pracy. Byli jakimiś dyrektorami od czegoś tam w firmie ubezpieczeniowej. Tam się także poznali. Od dawna nie mają czasu dla mnie, ale tak naprawdę się nie dziwię się im, bo gdybym ja pracowała w tak dużej firmie, starałabym się wykonywać swoją pracę suwerennie, aby utrzymać swoje stanowisko. Jednak praca moich rodziców powoli zmieniała się w jakąś manię, która zawładnęła całym ich życie.
   Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, a tym samym przypomniał mi o marnej rzeczywistości, w której obecnie się znajdowałam.
   Powoli otworzyłam drzwi wejściowe, a moim oczom ukazał się mój nowy kolega, Luke… jakiś tam. Spojrzał na mnie z rozbawieniem, a ja po chwili zorientowałam się, że jestem ubrana w niechlujny dres, w którym śpię.
   - Cześć… - przywitałam go niezręcznie. – Wybacz, że musisz na to patrzeć.
   - Jak dla mnie to wyglądasz bosko. – stwierdził omal nie wybuchając śmiechem. Spiorunowałam go tylko wzrokiem, a chłopak próbując się uspokoić wszedł do środka.
   - Rozgość się, a ja spróbuję się ogarnąć. – powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w bardziej stosowne, ale wciąż luźne ubranie i uczesałam się w kitkę. Zajęło mi to dziesięć minut. Następnie przygotowałam się psychicznie na rozmowę z Lukiem. Schodząc po schodach otworzyłam w telefonie wiadomość, którą wczoraj dostałam. Weszłam do kuchni, gdzie siedział Luke i rzuciłam telefon na blat stołu.
   - Co to? – zapytał chłopak, patrząc się na telefon tak, jakby pierwszy raz w życiu widział takie urządzenie.
   - Przeczytaj. – odparłam. Nie miałam już pojęcia, w jaki sposób się zachować, żeby wyglądało to w miarę normalnie. Luke wziął telefon do ręki i przeczytał wiadomość, która widniała na ekranie. Nie wyglądał na bardzo zdziwionego. – Może coś powiesz?
   - No cóż, nie chciałbym cię martwić, ale… - przerwał na chwilę. – jesteś w niebezpieczeństwie.
   - Łał, to takie niesamowite. – stwierdziłam z ironią. – Powiedz mi, kim jest ten James, z którym się wczoraj pobiłeś.
   -Musisz wiedzieć o nim tylko tyle, że to on może zrobić ci krzywdę.
   - Dobra, Luke, nie jestem małym dzieckiem, a poza tym za dwa tygodnie mam mistrzostwa świata w hip-hopie, więc proszę cię, załatw to jakoś szybko. – powiedziałam, a po chwili poczułam się jak jakaś rozkapryszona dziewczynka.
   - Proszę bardzo, jedź na mistrzostwa, ale dużo tam nie osiągniesz, bo zabiją cię zanim wejdziesz na scenę. – chłopak wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
   - Nie nie nie! Czekaj! – krzyknęłam i podbiegłam do niego. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest wysoki. Albo to ja jestem niska. – Czyli muszę zrezygnować z szansy, którą w końcu dostałam?
   - Słuchaj, kiedyś byłem w podobnej sytuacji. Widzisz, kim teraz jestem. Ty możesz przypłacić za zły wybór życiem.
   - Kim ty w ogóle jesteś, żeby mi to mówić?! – krzyknęłam. – Przecież to bez sensu!
   Nie wytrzymałam. Miałam ochotę się wyżyć na czymś, na kimś, na sobie. W jednej chwili zmienia się wszystko. Jestem zmuszona do zrezygnowania z mistrzostw, na które przygotowywałam się latami, a kiedy w końcu mogę wziąć w nich udział, muszę wybrać pomiędzy pasją, a życiem.
   - Przede wszystkim, uspokój się. Przecież to twój wybór. Ja na twoim miejscu po prostu wybrałbym życie, nie ryzykowałbym tak bardzo. – powiedział po chwili Luke.
   Usiadłam na kanapie. Chłopak ma rację, muszę się uspokoić.
   - Dobra, więc co proponujesz? – zapytałam, gdy emocje opadły.
   - No więc tak. – zaczął, a ja zamieniłam się w słuch.
___
Hej kochani! Nowy rozdział jest i mam nadzieję, że się Wam podoba. Przede wszystkim dziękuję Wam, że jesteście tacy cierpliwi i czekacie na każdy pojedynczy rozdział czasem nawet miesiąc. Dziękuję Wam, że jesteście. kocham

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 6.

   - Przepraszam. – zaczęłam. Luke spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. – No wiesz, że ci nie uwierzyłam.
   - W porządku. Tak naprawdę to zareagowałaś normalnie, przecież nie zawsze obcy zabiera cię do swojego domu i mówi ci, że grozi ci niebezpieczeństwo. – uśmiechnął się zawadiacko.
   - Masz rację. – odparłam, lecz uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy. – Dlaczego? – zapytałam po chwili.
   - Co?
   - Dlaczego to robisz? No wiesz, te gangi, mafia…
   - Dowiesz się w swoim czasie. – stwierdził i wstał. – No, to ja będę się już zbierać, zrobiło się późno.
   - Jest dopiero czternasta. – powiedziałam, jednocześnie zbijając go tym z tropu. – Nie chcesz zostać dłużej? No wiesz, możemy pogadać czy coś…
   - Nie, może kiedy indziej. –uśmiechnął się półgębkiem. – Na razie masz na siebie uważać i wychodzić z domu, jeśli będzie to naprawdę konieczne, a ze szkoły wracaj od razu do domu.
   - Ale… - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
   - Nie, po prostu rób to co mówię. I tak będę cię obserwował. – spojrzał mi się prosto w oczy. – Daj mi swój telefon.
   - Co? – zapytałam zdziwiona.
   - Daj mi swój telefon. – powtórzył i wyciągnął w moim kierunku rękę. Podałam mu swój telefon, a on zaczął w nim coś pisać. Po chwili mi go oddał. – Tu masz mój numer na wypadek, gdyby coś się działo.
   - Ok… okej. – odparłam i położyłam telefon na biurku.
   - W takim razie… zapewne będziemy się widzieć jutro, szybko się ode mnie nie uwolnisz. – uśmiechnął się zawadiacko.
    - Spoko. – odwzajemniłam uśmiech i razem z Lukiem wyszłam z pokoju. Odprowadziłam go do wyjścia i pożegnałam się z nim.
   - Pamiętaj tylko, by nikomu nie mówić, co się teraz dzieje. Musisz być cicho. – ostrzegł mnie i odszedł.
   „Boże!”, pomyślałam. To przecież zdarza się tylko w filmach! W głowie miałam milion myśli na sekundę. Zadawałam sobie pytania, na które odpowiedzi mógł udzielić mi tylko Luke. Fakt, że jeszcze godzinę temu byłam bliska śmierci przerażał mnie do szpiku kości. Jeszcze nic się nie zaczęło, a pragnęłam, by już się skończyło. Nie, to nie może być realny świat. Nie mogę przyjąć tego do wiadomości.
   Dzisiaj był piątek, czyli dzień powszedni. Powinnam teraz wychodzić ze szkoły i myśleć o potencjalnych sprawdzianach i kartkówkach w następnym tygodniu, a nie o jakichś mafijnych sprawach.
   Poszłam do swojego pokoju i zanim położyłam się na łóżku, usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Zanim go odczytałam, wiedziałam, że jest on od Iana. Nie myliłam się. Pytał się, dlaczego nie było mnie w szkole. Zanim odpisałam, a usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
   - Hej! – krzyknął mój przyjaciel i dał mi buziaka w policzek. – Martwiłem się, mała. Myślałem, że coś się stało.
   - Nie, po prostu źle się czułam. – zapewniłam go i zaśmiałam się nerwowo. – Chodź, zjemy coś, bo umieram z głodu.
   Poszliśmy do kuchni i zaczęliśmy przyrządzać nasze ulubione danie, czyli spaghetti.
   - Widziałem dzisiaj Luke’a, no wiesz, tego co był u nas na treningu. – poinformował mnie Ian.
   - O, i co? Gadałeś z nim? – próbowałam ukryć swoje niezręczne zażenowanie całą sytuacją. Źle było mi z tym, że nie mogłam powiedzieć wszystkiego swojemu najlepszemu przyjacielowi.
   - Tak… - Ian zmarszczył brwi. – Powiedział mi, żebym nie opuszczał cię na krok, ale tak naprawdę nic z tego nie zrozumiałem.
   - Eee… pewnie sobie żartował! – stwierdziłam. – Gadałam z nim może ze dwa razy, także nie przejmuj się nim.
   Chłopak wzruszył ramionami i powrócił do robienia sosu do spaghetti. Nie minęło pół godziny, a już siedzieliśmy w moim pokoju i delektowaliśmy się naszym daniem. Chwilę potem usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Odczytałam go i zamarłam. „I tak zginiesz”
   - Coś się stało? – zapytał Ian.

   - Nie, nie… - powiedziałam wymuszając uśmiech. – To tylko od operatora.
-
Wybaczcie, że taki krótki. 
Wybaczcie, że tak rzadko piszę.
Kilka osób pytało się mnie na twitterze, kiedy dodam rozdział. Powiedziałam, że będzie w tym tygodniu i  jest! Mam nadzieję, że się podoba c:
Kocham Was <3 
Jeśli chcecie być informowani, proszę pisać do mnie na tt: @decisiontaken

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 5.

   - No i co? – zaśmiałam się nerwowo. – Masz zamiar trzymać mnie tu w swoim domu, dopóki wszystko się nie skończy? Może jeszcze zabronisz mi chodzić do szkoły? Albo może jeszcze nie pozwolisz tańczyć? A może…
   - Zamknij się w końcu! – krzyknął zdenerwowany Luke i uderzył pięścią w drewniane biurko. – Do wakacji będziesz pod moim nadzorem. Potem pojedziesz ze mną na całe dwa miesiące do Sydney i…
   - Chyba sobie żartujesz! – przerwałam mu. – Mam inne plany na wakacje, także daruj sobie. Poza tym nie mam zamiaru jechać gdzieś z kimś, kogo w ogóle nie znam!
   - Plany zawsze możesz zmienić. – podszedł do mnie.
   - Nie mam ochoty z tobą dłużej przebywać. – powiedziałam szybko i wstałam z łóżka, na którym siedziałam i wyszłam z pokoju.
   - Jeśli ci się uda, to proszę bardzo. – usłyszałam na odchodne.
   Nie miałam zamiaru mieszać się w sprawy jakiejś mafii, czy jakkolwiek można to było nazwać. Chciałam mieć tylko święty spokój, którego od dłuższego czasu nie mogłam zaznać ze względu na ciągłe problemy. Były one związane głównie ze szkołą i tańcem, ale rzadko kiedy komuś o tym mówiłam.
   Zeszłam po schodach na dół. Od razu znalazłam się naprzeciw drzwi wejściowych. Nacisnęłam klamkę z nadzieją, że tym razem będą otwarte, ale bez zmian. Usiadłam na drugim stopniu zastanawiając się, co zrobić. Zostałam porwana przez jakiegoś psychopatę, który próbuje mi jeszcze wmówić, że zostałam, czyimś celem. No po prostu śmieszne.
   W pewnym momencie usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku po drugiej stronie. Powoli wstałam i ujrzałam przed sobą… Luke’a?! Niemożliwe! Przecież on nigdzie nie wychodził.
   - Jak ty stąd wyszedłeś?! – zapytałam zszokowana.
   - Normalnie? Znamy się? – chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę.
   - Przecież byłeś u mnie na treningu, wtedy się poznaliśmy…
   - Zaraz, zaraz… - chłopak mi przerwał. – pomyliłaś mnie z Lukiem, jestem jego bratem. Jai, miło mi. – podszedł bliżej wyciągając rękę w moim kierunku.
   - Kate… - przedstawiłam się trochę speszona. Przecież obaj byli identyczni. – przepraszam za moją reakcję…
   - Nie przepraszaj! – uśmiechnął się. – Więc, co…
   - Wiesz co? Ja to może już pójdę. Miło było mi Cię poznać, Jai. – powiedziałam na jednym oddechu i szybkim krokiem wyszłam z budynku.
   W końcu udało mi się wydostać z tego cholernego domu. Przebiegło mi nawet przez myśl, że mogę być jakaś felerna i dlatego zdarzają mi się rzeczy rodem z filmu. Było widno, więc szłam sobie spokojnie w kierunku mojego domu.
   - Kate, witaj. – usłyszałam. Przede mną stał jakiś mężczyzna. Był cały ubrany na czarno.
   - My się chyba nie znamy. – stwierdziłam chcąc go wyminąć, jednak ten złapał mnie za przegub i zaczął mnie ciągnąć za sobą, jak bym nic nie ważyła. – Ej, ej, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, idioto!
   Chciałam się wyrwać, lecz bez skutki. Facet był, jest i zawsze będzie silniejszy od kobiety.
   - Jeszcze raz nazwiesz mnie idiotą, a odstrzelę ci łeb. – ostrzegł mnie i pokazał mi broń, którą trzymał w drugiej dłoni. W tym momencie zaczęłam się naprawdę bać i uwierzyłam w słowa Luke’a. Jednak było już za późno…
   - James! – usłyszałam znajomy mi głos. To był głos Luke’a. – Zostaw ją w spokoju, nic ci nie zrobiła.
   - Ty? – zaśmiał się najprawdopodobniej James. Puścił mnie i podszedł do Luke’a. – Jesteś śmieszny, chłopcze.
   - Przestań pierdolić i dorośnij. – odgryzł się brunet i popchnął go.
   Ja natomiast stwierdziłam, że nie będę patrzeć się na to, jak jacyś dwaj faceci, których zupełnie nie znam, biją się i zaczęłam się powoli wycofywać pobiegłam w kierunku mojego domu. Chwilę później usłyszałam strzał, ale modliłam się w duchu, by Luke’owi nic się nie stało.
   Po kilku minutach byłam już w domu, ale mimo wszystko nie czułam się zbyt bezpiecznie. W domu nikogo nie było, więc na razie miałam spokój od dziwnych pytań. Nie zdążyłam jeszcze zdjąć butów, a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam, a moim oczom ukazał się szanowny pan Luke… jakiś tam.
   - Jeszcze coś? – zapytałam, a po chwili zauważyłam, że chłopakowi leci krew z rozciętej wargi. – O mój Boże, co ty zrobiłeś?! Co ten chłopak ci zrobił?!
   - Jeszcze raz odwalisz taki numer, to będzie źle nie tylko ze mną, a i z tobą. – powiedział spokojnie.
   - Wejdź. – zaprosiłam go do środka. Gdy nie ruszył się z miejsca, pociągnęłam go za rękaw koszulki. – Chodź, muszę ci opatrzyć tą ranę.
   Weszliśmy po schodach do mojego pokoju. Poleciłam chłopakowi, by usiadł na łóżku i poszłam do łazienki po wodę utlenioną i watę. Po chwili wróciłam do pokoju. Luke wciąż siedział w tym samym miejscu.
   - No dobra. – zaczęłam, podchodząc do niego. – Pokaż mi to.
   Chłopak spojrzał się na mnie, a ja namoczyłam kawałek waty wodą utlenioną. Mimo że ostrzegłam go, że może trochę szczypać, on i tak syknął z bólu. Wcale mnie to nie zdziwiło, gdyż, miał naprawdę nieźle rozciętą wargę.

 _
No to mamy następny rozdział. Mam nadzieję, że się Wam podoba! Dziękuję za tyle miłych komentarzy, to znaczy dla mnie naprawdę wiele!
Następny rozdział powinien pojawić się na przełomie stycznia i lutego, więc tak naprawdę niedługo. Mam nadzieję, że się doczekacie. 
Jeśli chcecie, bym Was powiadamiała, piszcie do mnie na tt: @decisiontaken 
Kocham Was, do następnego <3 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 4.

Kate’s POV
   Zostałam oślepiona światłem latarki. Szybko przyzwyczaiłam się do światła i ujrzałam znajomą postać. To był ten sam chłopak, który przyglądał mi się, gdy byłam z Ianem na lodach. To ten sam, który przyszedł do nas na trening kilka dni temu. Luke? Tak, chyba tak miał na imię. Zaczęłam się kręcić na krześle, ale to nic nie dawało, gdyż miałam związane ręce i nogi.
   - Spokojnie… - zaczął chłopak szeptem, ale mu przerwałam.
   - Luke? – zapytałam.
   - Pamiętasz mnie?
   - Tak… co tu się dzieje?
   - Nie możesz się o tym dowiedzieć, przynajmniej w tej chwili. – powiedział poważnym tonem. – Na razie nie mogę spuścić cię z oczu.
   - Aha, i dlatego jestem związana? – zapytałam z ironią.
   Chłopak podszedł do mnie i rozplątał sznur, którym były związane moje ręce i nogi. Jednak zanim wstałam, złapał mnie za nadgarstek.
   - Obiecaj, że mi nie uciekniesz. – powiedział poważnie świdrując mnie swoim wzrokiem.
   Skinęłam tylko głową, bo nie miałam najmniejszej odwagi, by mu się sprzeciwić. Nawet nie miałam już ochoty wstawać z krzesła. Chłopak natomiast podniósł się i skierował się w stronę drzwi. Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni, ale zanim wybrałam numer do Iana, mój telefon znalazł się w dłoni Luke’a. Świetnie.
   - Tego też nie rób. – zagroził mi. – Chodź, pójdziesz ze mną. – złapał mnie za ramię, czym sprawił, że wstałam.
   - Gdzie? – próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale to tylko sprawiło, że jeszcze mocniej zacisnął palce na moim ramieniu, a ja syknęłam z bólu.
   - Do mnie. – powiedział obojętnie.
   Piętnaście minut później siedziałam naburmuszona na łóżku chłopaka i na niego czekałam. Nie wiedziałam, czy mam się czuć jak uprowadzona, czy jak gość w czyimś domu. Rozejrzałam się wokół. Pokój był ponury, pomalowany na kolor granatowy, nie dało się siedzieć w nim z uśmiechem na twarzy.
   - To dla ciebie. – wzdrygnęłam się słysząc oziębły głos Luke’a. Chłopak podał mi talerz z czterema kanapkami. – Na pewno jesteś głodna.
   - Nie chcę. – powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
   Chłopak nie mając ochoty bawić się ze mną w jakiekolwiek gierki, prawie rzucił talerz z kanapkami na nocny stolik stojący obok łóżka i mruknął coś w stylu „jak będziesz chciała to sobie zjesz”. Nie bałam się Luke’a, jego zachowanie bardziej mnie śmieszyło. Zastanawiało mnie, co ja robię w jednym pomieszczeniu z osobą, której zupełnie nie znam.
   - No dobra, posiedziałam sobie tutaj u ciebie, było miło i przyjemnie, ale już czas na mnie. – powiedziałam wstając z łóżka i kierując się do drzwi.
   - Kpisz sobie? – chłopak zadał retoryczne pytanie i zagrodził mi drzwi swoim ciałem. – Nie możesz teraz nigdzie wychodzić.
   - To chyba ty sobie kpisz! – powiedziałam zirytowana. – Nie mam pojęcia, co tu robię, i to jeszcze z tobą! Nie znamy się, a ty nie chcesz mnie wypuścić i dać mi spokoju!
   - Nie możesz wyjść, bo jesteś w niebezpieczeństwie. – powiedział szorstko Luke.
   - Przestań pieprzyć i mnie wypuść! – krzyknęłam i w przypływie emocji odepchnęłam chłopaka od drzwi i rzuciłam się pędem do drzwi wyjściowych, które znajdowały się nie wiadomo gdzie. Gdy je tylko znalazłam, podbiegłam do nich i je otworzyłam. W sumie to ich nie otworzyłam, bo były zamknięte na trzy spusty. Nie mogłam znaleźć żadnych innych drzwi w domu, więc się poddałam.
   - Mówiłem, że nigdzie nie wyjdziesz? – usłyszałam głos chłopaka tuż obok siebie.
   Wróciliśmy do jego pokoju i gdy tylko się trochę uspokoiłam, zapytałam się go, co jest grane.
   - Jesteś w niebezpieczeństwie. – powiedział obojętnie.
   - Już mi to mówiłeś. – stwierdziłam ironicznie. – Może by tak coś więcej?
Luke’s POV
   Spojrzałem na nią i coś we mnie pękło. To był ideał kobiety, mój ideał. Nie wiedziałem jak się zachować, nie wiedziałem, czy to, co za chwilę usłyszy nie wpłynie na jej stosunek do mnie.
   - Miałem ci tego nie mówić, przynajmniej teraz, ale sama tego chciałaś. – próbowałem udawać obojętnego. – Zabijam na zlecenie. Jednym z nich jesteś ty.
   - Nie wierzę… - powiedziała przerażona dziewczyna. – I co teraz? Masz zamiar mnie zabić?

   - Wszystko się zmieniło, gdy cię poznałem. – mówiłem dalej, nie bacząc na komentarze dziewczyny, które wydawały mi się nieco zbędne. – Odmówiłem ludziom, którzy mi to zlecili. Jest cicho, ale wiem, że nie dadzą za wygraną, dopóki nie usuną z drogi swojego celu.
--
PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM! Wybaczcie mi tą bardzo długą przerwę! Niestety nie zależała ona ode mnie, a od szkoły, którą przeklinam za to, że tak długo czekaliście na ten rozdział! Mam nadzieję, że się Wam podoba! 
Kocham Was <3

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 3.

Luke’s POV
   - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – zapytał Beau, który nie był za tym, bym robił to, czym zajmował się także on.
   - Tak, chyba tak. – powiedziałem. – Ona jest naprawdę wyjątkową dziewczyną. Nigdy takiej nie poznałem. – po chwili zorientowałem się, że wypowiedziałem te słowa na głos.
   - Nie wiem, Luke, a cię nie zmuszę zrobisz to co będziesz chciał zrobić.
   Siedzieliśmy w piwnicy starej opuszczonej kamienicy. Przebywaliśmy tu, gdyż byliśmy pewni, że tutaj nikt nas nie usłyszy, a wiedzieliśmy, że nikt nie ma prawa dowiedzieć się chociaż o jednej akcji, którą planuję albo ja, albo mój brat. Mój brat siedział w takim bagnie po uszy, jednak byłem świadomy, że nie jest on zadowolony z faktu, że kolejny raz dostałem zlecenie zabójstwa kogoś ważnego. Co prawda, młodziutka Kate Young nie była kimś szczególnym. Była tancerką dość znaną w całym San Francisco.
   - Nie mam pojęcia, co chcę zrobić. – powiedziałem po chwili ciszy.
   - Wiesz, dobrze, że możesz się jeszcze wycofać. – uświadomił mnie. – Mówię jeszcze raz, zrobisz, co będziesz chciał, ale ja kolejny raz nie będę ci ratował dupy.
   - Poradzę sobie sam! – burknąłem zirytowany i wstałem z krzesła, na którym siedziałem.
   - Uspokój się. – polecił mi spokojnie. – Dobrze wiesz, że możesz to zrobić, ale jednocześnie możesz się też wycofać.
   - Ale ja nie chcę. Nie muszę. – odwróciłem się do niego plecami. Sam nie byłem pewien co do swoich wyborów. Chciałem pokazać bratu, że nie jestem jakimś niezdecdowanym dzieciakiem. Byłem świadomy tego, co robię, jednak nie wiedziałem czy jest to zgodne z tym co robiłem jeszcze do niedawna.
   - A jeśli ją polubisz?! – krzyknął.
   - Nie biorę tego pod uwagę. – powiedziałem obojętnie. – Praca to praca, mam wykonywać polecenia które mi wydają.
   - Luke, ty sam nie masz pojęcia, co mówisz. – pokręcił głową Beau.
   - Wiem, jestem świadomy swoich słów i czynów. – tymi słowami utwierdziłem brata w przekonaniu, że wcale nie jestem pewien swoich zamiarów.
   - Jeszcze wspomnisz moje słowa, zobaczysz. – położył mi rękę na ramieniu. Nie wzruszony odwróciłem isę do niego, lecz nie spojrzałem mu w oczy Wiedział, że góruje nade mną swoją inteligencją mimo, że wyglądał na bezuczuciowego dupka, który nie ma pojęcia o życiu.
   - Dasz mi spokój? – zadałem mu retoryczne pytanie. Chciałem wyjść z tej piwnicy jak najszybciej, a gdy byłem przy drzwiach usłyszałem głos brata:
   - Oni nie mają litości, pamiętaj. Teraz jesteś jednym z nich i szybko nie pozwolą ci na odejście.
   Jego słowa utkwiły mi w myślach. Byłem świadomy faktu, że gdy będę chciał zrezygnować z bycia „chłopcem na posyłki”, zaryzykuję życie nie tylko swoje, ale także mojej rodziny i przyjaciół.
Kate’s POV
   - Tak mamo, już wracam do domu. – powiedziałam do telefonu, który trzymałam przy uchu. – Nie, nie jestem głodna. Będę za pół godziny, spokojnie.
   Wracałam z treningu. Byłam naprawdę wykończona, ale usatysfakcjonowana, gdyż staję się coraz lepsza w tym, co robię i mogę mieć szansę na zajęcie miejsca na podium na mistrzostwach świata. Ian mi bardzo pomaga i jestem mu za to naprawdę wdzięczna. Poza tym mam wrażenie, że chłopak uważa, iż jest w pewnym sensie zobowiązany do tego, by mi pomóc. Właściwie to się nie dziwię, gdyż przyjaźnimy się nie od wczoraj i jedno drugiemu zawsze chce pomóc. Naprawdę cieszyłam się, że mam kogoś, kto zawsze będzie przy mnie i nie będzie mnie oceniał.
   Było już w miarę ciemno i chłodno, więc założyłam bluzę, którą przed chwilą trzymałam jeszcze w ręku. Przyspieszyłam kroku. Nie nie lubiłam wracać sama po ciemku. Mimo, że skończyłam już te siedemnaście lat, naprawdę bałam się ciemności, a w głowie miałam już gotowe najczarniejsze scenariusze. Oczywiście nie chciałam, by się spełniły.
   Szłam spokojnie, gdy usłyszałam z sobą kroki. Nie odwracając się, by sprawdzić, kto to mógł być, skręciłam w ślepą uliczkę. Miałam nadzieję, że ten ktoś pójdzie sobie w swoją stronę, ale moje prośby nie zostały wysłuchane. Odwróciłam się, gdy tylko się zatrzymałam. Nie zdążyłam nic zobaczyć, bo poczułam, że upadam na ziemię.
   Obudziłam się i złapałam się za głowę. Tak właściwie to się za tą głowę nie złapałam, gdyż zorientowałam się, że mam związane ręce. W pomieszczeniu było bardzo ciemno, więc nie miałam zielonego pojęcia, gdzie się teraz znajduję.

   - O widzę, że nasza księżniczka się już obudziła. – usłyszałam czyiś głos. Najgorszy był fakt, że znałam ten głos.

**
Hej, wybaczcie, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Nie miałam zbyt dużej weny i przed chwilą to skończyłam. Co prawda jest dość krótki, ale musicie to przeżyć. Obiecuję, że następny będzie dłuższy :> 
No cóż, jak chcecie być powiadamiani, piszcie na tt: @decisiontaken.
xx 

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 2.

Kate’s POV
   Ten Luke mimo, że był cholernie przystojny, sprawiał wrażenie trochę natrętnego. Poza tym był mi dziwnie znajomy mimo, że nigdy nie widziałam go na oczy.
   - A lubisz coś jeszcze oprócz tańca? – zadał mi kolejne pytanie.
   - Dużo rzeczy. – uśmiechnęłam się sztucznie i przyspieszyłam kroku, ale chłopak ne dawał za wygraną.
   - Na przykład co? – dogonił mnie w ułamku sekundy.
   - Śpiewać.
   - O, to ciekawe… - zamyślił się. – Zaśpiewasz mi coś?
   - Nie. – odpowiedziałam bez namysłu, ale potem dodałam: - Może kiedy indziej,teraz muszę iść do domu.
   - Oh, rozumiem. – powiedział. – A czy jest może...
   - W takim razie cześć. – przerwałam mu, bo właśnie dotarliśmy do mojego domu. Chciałam już wchodzić do środka, gdy usłyszałam ciche ‘do jutra’. Nie ukrywam, przeraziło mnie to trochę, bo wcale nie chciałam się z nim spotykać ani jutro, ani pojutrze, ani nigdy więcej. Mimo, że był naprawdę przystojny, to naprawdę przeraził mnie swoją tajemniczością i tym wypytywaniem o wszystko. Uważałam, że te informacje o mnie nie są mu do niczego potrzebne.
   Weszłam do domu. Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę dwudziestą, czyli trochę później niż godzina, o której miałam być w domu. No dobra, nawet nie trochę. Spóźniłam się prawie dwie godziny. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie zauważy, więc po cichu zaczęłam się rozbierać. Jednak, jak to wszyscy mówią, nadzieja matką głupich. W przedpokoju ukazała się moja rodzicielka, dość zdenerwowana.
   - Gdzie byłaś tak długo? – zapytała, starając się zachować spokój, jednak nie wychodziło jej to najlepiej.
   - Na treningu, przecież ci mówiłam. – odpowiedziałam patrząc w telefon, który właśnie wyciągnęłam z kieszeni spodni.
   - Od czternastej do dwudziestej? – jej nerwy zaczęły puszczać wodzy.
   - Spokojnie. – zaczęłam. – Byłam po szkole z Ianem na mieście, żeby zjeść coś pożywnego, po treningu wracałam na pieszo, a z centrum miasta na nogach wraca się co najmniej pół godziny.
   - Dobrze. – powiedziała krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. – Idź już na górę.
   Uśmiechnęłam się do mamy i pobiegłam po schodach do swojego pokoju.
   Usiadłam na łóżku. Coś mnie niepokoiło w tym całym Luke’u. Nie chodziło o jego zachowanie, bo pod tym względem był w miarę normalny. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć o mnie jak najwięcej. Co prawda nie odpowiedziałam mu na każde z zadanych pytań, ale doszłam do wniosku, że i tak powiedziałam mu o wiele za dużo. Poznałam go dopiero dzisiaj, między innymi stąd moje obawy.
Luke’s POV
   Widziałem, że ta dziewczyna mi nie ufa. Widziała we mnie coś, czego inni nigdy nie dostrzegali. Nie chciała ze mną otwarcie rozmawiać. Musiałem zdobyć jej zaufanie, bo inaczej nie będę miał tej satysfakcji, gdy będę musiał ją zabić.
   Wszedłem do domu, w którym panowała niesamowita cisza i ciemność. Nikogo nie było. Właściwie to lepiej dla mnie. Nikt mi nie pieprzył nad uchem, jaki to ja nie jestem, ani nie wypominał mi moich wad. Nienawidziłem siebie coraz bardziej, gdy ludzie utwierdzali mnie w przekonaniu, że ja jestem tym gorszym bliźniakiem, tym, który nic nie potrafi osiągnąć, tym, który nigdy nie będzie kimś.
   Gdy jeszcze mieszkaliśmy w Australii, miałem dziewczynę. Miała na imię Sophie. Była dla mnie całym światem. Byłem szczęśliwy aż do czasu, gdy została uprowadzona przez  jeden z największych gangów pracujących na zlecenie. Wiem, że należał do niego mój najlepszy przyjaciel – Nate. Nie potrafiłem zrozumieć, czemu mi to zrobił.
   - Nie ruszaj się, albo ją zabiję. – powiedział Nate.
   - Nate, proszę cię. Nie rób tego. – powiedziałem, a z moich oczu popłynęły łzy.
   - Niby czemu?! – krzyknął. – Jeśli nie może być moja, to nie będzie niczyja!
   - Nate… - spróbowałem jeszcze raz i zrobiłem mały krok do przodu. Po chwili usłyszałem strzał. On to zrobił. Zabił ją.
   Po tym wydarzeniu załamałem się. Nie potrafiłem myśleć logicznie, nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Nie bez niej. Trafiłem do psychiatryka, gdy nikt nie potrafił sobie ze mną poradzić. Siedziałem tam pół roku. To był najcięższy dla mnie czas. Nie miałem wtedy nikogo. Nawet mama i bracia o mnie zapomnieli. Pamiętam tylko, że odwiedzili mnie tam raz czy dwa w ciągu tych niesamowicie wolno ciągnących się sześciu miesięcy. Nie wiem, bali się mnie? Wiedziałem, że nie byłem idealny, że brakowało mi naprawdę dużo do mojego idealnego sobowtóra – Jai’a, który nigdy nie popełnił żadnego błędu i przede wszystkich był perfekcyjny pod każdym względem nie tylko dla naszej matki, ale także dla całej rodziny.
   Po tych sześciu miesiącach przeprowadziliśmy się do San Francisco, gdzie miałem zacząć wszystko od nowa. Wszystko było naprawdę dobrze, dopóki Beau nie zaczął pojawiać się w domu tylko w nocy, żeby się przespać, a na drugi dzień znowu wyjść z samego rana. Nikt nie wiedział, co się z nim działo. Gdy postanowiłem z nim porozmawiać, nie chciał mi udzielić żadnych informacji na temat jego wczesnego wychodzenia z domu i pojawiania się w nim dopiero późno w nocy. Po kilku tygodniach odkryłem, co ukrywał przede mną mój brat. Okazało się, że należał do jednego z miejscowych gangów. Nie mieszał się jednak w żadne przestępstwa, aż do czasu.
   - Luke, ja zabiłem człowieka. – powiedział siadając na łóżku. Nie miałem pojęcia, co powiedzieć. – Luke?
   Wciąż nic nie mówiłem.
   - Luke, powiedz coś! – krzyknął i potrząsnął mną.
   - Ja… - zacząłem. – Beau, jak mogłeś… ja nie wierzę… Zostaw mnie. – powiedziałem, gdy mnie nie puścił i wciąż trzymał za ramiona. – Zostaw mnie! – krzyknąłem i wybiegłem z pokoju, w którym obaj przed chwilą przebywaliśmy.

   Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do faktu, że mój brat morduje ludzi na zlecenie. Sam zapragnąłem zemsty po tym, jak Nate zabił Sophie. Dowiedziałem się od Beau, co zrobić, żeby nie zostać złapanym. To on mnie wszystkiego nauczył. Po jakimś czasie podał mi namiary na mężczyznę, który zatrudniał ludzi pracujących na zlecenie. Byłem świadomy tego, że nie będzie odwrotu, gdy wkroczę w świat pełen przestępstw. 

***
No hej :> Proszę bardzo, świeży, nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Natenczas nie mam pojęcia, kiedy będzie kolejny, chciałabym dodać go najwcześniej za tydzień, ale nie wiem, jak to wyjdzie z czasem i nauką. 
Cóż, fragmenty pisane kursywą to WSPOMNIENIA. Tak, żebyście nie mieli wątpliwości. Jeśli macie jakieś pytania, kierujcie je tu: http://www.ask.fm/madiza :) A jak chcecie, bym Was informowała, proszę pisać na twittera: @decisiontaken :) Do następnego! xx

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 1.

Luke’s POV
   Po cichu otworzyłem drzwi do domu. Nie chciałem, żeby mama dowiedziała się, że tak późno wracam do domu. Nie chciałem, żeby dowiedziała się  czymkolwiek.
   Powoli wchodziłem po schodach, gdy w przedpokoju zapaliło się światło. Odwróciłem się i ujrzałem moją matkę. Stała obok szafki na buty, miała na sobie szlafrok. Patrzyła się na mnie podenerwowana. No brawo Brooks. To żeś wpadł.
   - Cześć mamo. – podszedłem do niej uśmiechnięty i dałem jej całusa w policzek. – Czemu jesteś taka zdenerwowana?
   - Ty dobrze wiesz, czemu, Luke. – powiedziała nie reagując na czułości z mojej strony. – Czemu wracasz do domu tak późno?
   - Byłem na imprezie. – powiedziałem odwracając się do matki plecami.
   - Nie wiedziałam, że te imprezy są codziennie.
   - Najwyraźniej są. – odburknąłem i pobiegłem po schodach do swojego pokoju.
   Kto jak kto, ale moja matka jako jedyna za żadne skarby nie mogła dowiedzieć się o tym, co robię. Kochałem ją i nie chciałem, żeby żyła w świadomości, że jeden z jej synów jest przestępcą. No dobra, nie jeden. Beau także się tym zajmuje. I przede wszystkim to on mnie w to wszystko wciągnął. Nigdy nie miałem mu tego za złe. Pracowałem na zlecenie, więc roboty miałem dużo, a za jednorazową akcję dostawałem naprawdę sporo pieniędzy, więc nie narzekałem na ich brak.
   Usiadłem zmęczony na łóżku.
   - Idioto! – do środka wparował mój starszy brat. – Chcesz, żeby matka dowiedziała się o tym, co robimy?! – nie krzyknął, ale był nieźle wkurzony.
   - Nie, dlatego… - zacząłem, ale Beau mi przerwał.
   - Dlatego nie będziesz wracał do domu tak późno.
   - Myślisz, że możesz mną kierować?! – zerwałem się z łóżka zirytowany.
   - Nie, zależy mi tylko na jej bezpieczeństwie. – powiedział już spokojniej, a ja z powrotem usiadłem na łóżku.
   Chłopak miał rację. Był bardzo ostrożny, gdy chodziło o naszą pracę. Rozumiałem go, ale czasami przesadzał. Nie chcąc go już bardziej wkurzać, obiecałem mu, że będę wracać do domu trochę wcześniej.
Kate’s POV
   Obudził mnie głośny dźwięk budzika. Wydałam z siebie głośny jęk, który wyrażał moje ogromne niezadowolenie. Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Na dzisiejszy dzień miałam zaplanowane dwa sprawdziany – jeden z angielskiego, drugi z matematyki, a poza tym co najmniej dwugodzinny trening po szkole z Ianem. Przyjaciel sam zaproponował mi pomoc, której oczywiście nie odmówiłam. Znaliśmy się dobre pięć lat i wiedziałam, że robi to bezinteresownie.
   Gdy wykonałam poranną toaletę i ubrałam się, spakowałam do plecaka wszystkie potrzebne mi książki i zeszłam na dół do kuchni, w której siedziała już moja rodzina.
   - Dzień dobry. – przywitałam się uśmiechnięta siadając obok Lauren, mojej młodszej o dwa lata siostry.
   - Cześć Katie. – odpowiedziała tylko mama, gdyż Lauren była bardzo zajęta pochłanianiem swoich tostów z nutellą.
   Spojrzałam na tatę. Jak zwykle był pochłonięty porannym czytaniem gazety. Przerwał tę czynność dopiero, gdy nie mógł znaleźć kubka z kawą stojącego dalej niż sięgała jego ręka. I wtedy przywitał się ze mną.
   Poranki były moją ulubioną porą dnia. Wszyscy siadaliśmy przy jednym stole, rozmawialiśmy, jedliśmy. Każdy był uśmiechnięty. Każdemu wydawało się, że nasza rodzina jest idealna, że wszyscy się kochamy i nigdy nie kłócimy. Jednak tylko te poranki były takie perfekcyjne.
   - Dziękuję za śniadanie. – uśmiechnęłam się i wstałam z krzesła. – Dzisiaj będę później, bo po szkole idę na trening z Ianem.
   - Tylko się nie przemęcz zbytnio. – powiedziała mama.
   - Spokojnie. Zjem coś. – dodałam. – Do wieczora!
   Wyszłam z domu, przed którym stał już mój przyjaciel. Podeszłam do niego i przywitałam się z nim.
   - Cześć młoda. – odpowiedział. Nie znosiłam, gdy się tak do mnie zwracał, ale cóż, był starszy ode mnie o te dwa lata, więc starałam się tym tak bardzo nie przejmować. – Co słychać? Mama pozwoliła ci dzisiaj potrenować?
   - Tak, tylko mam się nie przemęczać. – powiedziałam intonując głos mamy.
   - Ty masz się nie przemęczać?! – zdziwił się. – Chyba będzie ci ciężko…
   - Daj spokój, jak będę mdleć to mnie przytrzymasz. – zażartowałam.
   - Nie masz na to pozwolenia. – zagroził. – Dopilnuję, byś zjadła coś porządnego przed treningiem.
   - Dobrze mamo. – jęknęłam podirytowana. Ian czasem zachowywał się gorzej niż moja rodzicielka. Ale nie była to jego wada, wręcz zaleta. Jego przyszła dziewczyna będzie miała z nim naprawdę dobrze.
   Po kilku minutach znaleźliśmy się pod szkołą. Gdy weszliśmy do środka, pożegnaliśmy się i umówiliśmy się przed budynkiem po szkole, żeby wspólnie udać się na trening.
   Poszłam do swojej szafki i włożyłam do niej wszystkie rzeczy, które ze sobą wzięłam, zostawiając w plecaku tylko książkę od historii, zeszyt od tego przedmiotu i piórnik. Zatrzasnęłam drzwiczki od szafki i udałam się do klasy, w której miałam historię. 
***
   Po skończonych lekcjach wyszłam ze szkoły i byłam niesamowicie zaskoczona gdy zobaczyłam tam Iana.
   - No nie wierzę, że jesteś pierwszy. – powiedziałam.
   - Czasem trzeba. – stwierdził.
   Udaliśmy się do szkoły tańca, w której stawiałam swoje pierwsze kroki. Było to jakieś pięć lat temu. Przyszłam tu popatrzeć, jak trenuje moja koleżanka i gdy wróciłam do domu, powiedziałam mamie, że chcę tańczyć. Nie zaczęłam tańczyć bardzo wcześnie, miałam wtedy dwanaście lat. Złożyło się tak, że trafiłam na zajęcia do Iana, który po pewnym czasie odkrył we mnie talent, którego ja nie zauważam do dziś. Według mnie prawie każdy może nauczyć się tańczyć, a jeśli ktoś naprawdę to kocha, inni to zauważą.
   Weszliśmy do środka, gdy tylko dotarliśmy na miejsce. Po kilku minutach byliśmy już na sali z lustrami.
   - No to co? Najpierw się rozciągamy, a potem trochę poimprowizujemy? – zapytał Ian.
   Gdy przystąpiliśmy do rozgrzewki, na salę wszedł chłopak, niesamowicie przystojny chłopak. Byłam naprawdę zachwycona jego wyglądem. Nie żeby coś, ale był cudowny.
   - Cześć. – pomachał do nas.
   - Cześć. – odpowiedział Ian. – Możemy ci w czymś pomóc?
   - Nie, chciałem tylko popatrzeć. – odparł. – Mogę?
   Ian spojrzał się na mnie. Nie chciałam wyjść na niemiłą, więc się zgodziłam.
   - Jestem Luke. – podszedł do mnie i podał mi rękę.
   - Kate. – odparłam i wyciągnęłam rękę w jego kierunku.
   Następnie podszedł do mojego przyjaciela i jemu także podał dłoń. Chwil później usiadł pod lustrem i czekał na nasz pokaz.
   - No to co? Tańczymy? – zapytał Ian. Przytaknęłam. Chłopak włączył jakąś muzykę, a ja po kilkunastu sekundach gdy się osłuchałam, zaczęłam improwizować.
***
   Wyszłam ze szkoły tańca. Byłam bardzo zmęczona treningiem, Ian dał mi niezły wycisk, ale sam jeszcze został, bo miał tam jeszcze swoje zajęcia. Powiedział, żebym została, ale byłam wykończona.
   - Niezła jesteś. – usłyszałam. Podskoczyłam wystraszona. Okazało się, że to ten cudowny Luke, który przyszedł popatrzeć sobie na nasz trening.
   - Dzięki. – uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w kierunku swojego domu.
   - Spieszysz się gdzieś? – zapytał.
Luke’s POV
   - Nie. – odparła.
   Chciałem jak najwięcej się o niej dowiedzieć. Ułożyłem już sobie w głowie plan, jak ją zniszczyć. Nie znałem jej, nie znaczyła dla mnie nic, dlatego było to takie łatwe. Chciałem, żeby cierpiała, gdy dojdzie do momentu, w którym będę musiał ją zabić.
   Kate Young. Mała, niewinna dziewczynka, która nie zdaje sobie sprawy, jak ogromne niebezpieczeństwo na nią czeka.
   - Więc może się gdzieś przejdziemy?
   - Nie, muszę iść do domu. – powiedziała. – Jutro mam szkołę.
   - W takim razie pozwól, że cię odprowadzę. – nie dawałem za wygraną.
   - W porządku. – zgodziła się po chwili namysłu.
   - Więc, długo tańczysz? – zapytałem. Było to jedno z wielu pytań, które miałem zamiar jej zadać. 

***
No i jest rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że jest w porządku. Poza tym mam nadzieję, że rozmiar liter jest okej. Są to dość duże litery, gdyż ja sama widzę dopiero takie i wiem, że czyta się takie łatwiej. Ja sama na przykład nie lubię bardzo małych, bo czasem mi się po prostu zlewają i nie mogę czytać. 
No to tak, jeśli chodzi o bohaterów to wyobrażajcie ich sobie jak chcecie. Wyobraźnia też jest Wam potrzebna do czytania. 
Jeszcze nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że nie będziecie musieli na niego długo czekać. 
Byłoby mi bardzo miło, gdybyście wyrażali swoje opinie w komentarzach. 
Jeśli chcecie być informowani to piszcie do mnie na twitterze: @decisiontaken :> 
A teraz żegnam się z Wami i życzę Wam MIŁEGO tygodnia :>
Kocham Was xx

niedziela, 15 września 2013

Prolog.

Kate’s POV
   Czasami zastanawiam się, co y było, gdybym zrobiła pewne rzeczy. Czy moje życie byłoby inna, lepsze? Czy decyzje, które pojęłam, były słuszne? Nigdy nie poznam odpowiedzi na te pytania.
   Usiadłam na parapecie i zaczęłam przyglądać się słonecznemu San Francisco. Dziś pogoda sprzyjała osobom lubiącym wylegiwać się na plaży. Była dopiero jedenasta rano, a z pewnością zgromadziło się tam już dość sporo ludzi.
   Z rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi. Do środka weszła moja rodzicielka z tacą w rękach, na której był położony talerz z dwoma tostami, a obok szklanka soku pomarańczowego. Jęknęłam nieporadnie.
   - Mamo, mówiłam ci już, że nie jestem głodna…
   - Kate, musisz coś jeść, kochanie, ostatnio bardzo ciężko trenujesz, a śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu całego dnia. – uśmiechnęła się z troską. – Po prostu martwię się o ciebie, zwłaszcza po wczorajszym incydencie na zajęciach.
   - Oj, daj spokój, raz zemdlałam i robisz z tego problem. To nic takiego. – spojrzałam na nią z wyrzutem.
  Mama westchnęła cicho i podała mi tacę ze śniadaniem.
   - Zjedz to i idź na spacer, musisz się dotlenić. – pocałowała mnie w czubek głowy i wyszła z mojego pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi.
   Niechętnie wzięłam się za konsumowanie śniadania. Nie wiem, czemu mama tak się o mnie martwi. Raz zemdlałam, do tego z przepracowania, bo wczoraj siedziałam na Sali choreograficznej cały dzień. Przygotowuję się do mistrzostw świata w hip-hopie i po prostu wczoraj przeholowałam. Na razie idzie mi przeciętnie, ale zostały mi dwa miesiące, więc muszę trenować. Stwierdziłam, że mogę poprosić o pomoc w przygotowaniach mojego przyjaciela, Iana. Chwyciłam więc za telefon i wykręciłam numer do chłopaka. Po trzech sygnałach usłyszałam jego głos.
   - Cześć, masz może teraz czas? – spytałam.
   - To zależy, do czego jestem ci potrzebny. – usłyszałam jego śmiech.
   - Mama zaraz wyrzuci mnie siłą z domu, jak nie pójdę na spacer…
   - No to za pięć minut tam gzie zawsze. – przerwał mi i rozłączył się. Jak to on.
   Przebrałam się w czarne dżinsy i białą koszulkę z nadrukiem, a włosy związałam w wysoki kucyk. Dokończyłam śniadanie i wyszłam z pokoju. Prze wyjściem założyłam na stopy białe trampki i wyszłam z domu, wcześniej uprzedzając o tym mamę.
   Pięć minut później stałam przy fontannie czekając na mojego przyjaciela. Jak zwykle się spóźniał.
   - Eastwood, gdzie ty się podziewasz? – zapytałam siebie patrząc na zegarek w telefonie.
   - A tutaj. – usłyszałam za swoimi plecami.
   Podskoczyłam wystraszona i szybko się odwróciłam. Po chwili się uśmiechnęłam.
   - Nigdy Ci się to nie znudzi, prawda? – lekko uderzyłam go w ramię.
   - Chyba nie… - uśmiechnął się zawadiacko.
   - Nienawidzę cię za to. – próbowałam stłumić śmiech.
   - Daj spokój… - wystawił język. – Idziemy na lody?
   Pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy w stronę lodziarni.
***
   - Jaki chcesz smak? – zapytał Ian.
   - Kokosowy. – powiedziałam po chwili namysłu.
   Gdy chłopak kupował lody, ja na chwilę odeszłam i rozejrzałam się dookoła. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo piękny. Od każdego przechodnia biła niesamowicie pozytywna energia. Sama byłam uśmiechnięta, dopóki mój wzrok nie zatrzymał się na pewnym chłopaku. Był ubrany całkowicie na czarno i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że patrzył się prosto na mnie. Stał po drugiej stronie ulicy, ale wiedziałam, że jego wzrok spoczywa na mnie. Zmrużyłam oczy i stwierdziłam, że mi się przewidziało. Odwróciłam się, aby podejść do Iana, ale stał już przede mną z lodami w obu rękach. Podał mi jednego i widząc mój wyraz twarzy zapytał się, co się stało.
   - Nie, nic. Po prostu trochę rozbolała mnie głowa. – odpowiedziałam uśmiechając się z ulgą wiedząc, że chłopak jest już przy mnie.
   - Może chcesz usiąść? – spytał patrząc się na mnie nieufnie.
   - Nie, już jest w porządku. – odpowiedziałam, ale wiedziałam, że i tak pójdziemy na tej ławce usiąść, więc zaczęłam kierować się w stronę jednej z nich.
   - Kate, ja wiem, co się wczoraj wydarzyło, więc wolałbym, żebyś była ostrożniejsza. – powiedział poważnie.
   - To, że raz zemdlałam, nie znaczy, że będę mdleć codziennie. – popukałam się w głowę,  po chwili odruchowo spojrzałam w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał ten tajemniczy chłopak. Zniknął.
Luke’s POV
   Usiadłem na krześle w ciemnej piwnicy. Uśmiechnąłem się do siebie patrząc na zdjęcie uśmiechniętej dziewczyny.
   - Kate Young, zacznij żegnać się ze swoimi znajomymi i rodzinką. Długo tu nie pobędziesz.
   Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon, wybrałem numer i przyłożyłem go do ucha. Dwa sygnały i usłyszałem niski głos po drugiej stronie.
   - Cześć szefie. – powiedziałem do telefonu. – Namierzyłem ją, wiem, gdzie i z kim najczęściej przebywa. To będzie łatwe.
   - Cieszę się, że się rozumiemy, Brooks. – powiedział John Carter, mój zleceniodawca. – Pamiętaj, masz na to dwa miesiące. – dodał i rozłączył się.

   - Nie potrzebuję na to dwóch miesięcy. – mruknąłem. – Wystarczy mi na to kilka dni.

***
Witam Was z nowym opowiadaniem o Janoskians. Jest to coś w rodzaju prologu, chcę zobaczyć, czy ktoś będzie to chciał czytać i czy w ogóle się komuś spodoba fabuła. Jeśli to czytasz, zostaw, proszę, opinię pod tymże prologiem :) Na razie się żegnam i do może następnego!