niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 7.

   Gdy tylko Ian poszedł do domu, wykręciłam numer do Luke’a. Nie odebrał. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic. Poddałam się. Fakt, że zostałam sama w domu przerażał mnie do szpiku kości. Nie miałam nawet pojęcai, gdzie byli moi rodzice. Wszystko zdawało się być dla mnie tak mało realne, nie potrafiłam przyjąć tego do wiadomości. Zaczęłam panikować. Nie chciałam być sama. Po chwili zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
   - Kate, dzwoniłaś. – usłyszałam spokojny głos Luke’a. – Coś się stało?
   - Nie… to znaczy tak… - zaczęłam. – Chodzi o to, że… Chciałabym, żebyś przyszedł do mnie jutro rano. Mógłbyś…?
   - Tak… pewnie. – odparł, a po chwili nastała między nami niezręczna cisza. – To do jutra.
   - Do jutra. – odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Dosłownie pięć minut później usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i głos, który znałam już na pamięć. Głos mojej mamy.
   - Kate, już jesteśmy! – krzyknęła, a ja pobiegłam na dół i przywitałam się z rodzicami.
   - Martwiłam się, długo was nie było. – powiedziałam.
   - Spokojnie kochanie, już jesteśmy, nie masz się już czym martwić. – uśmiechnął się tata.
   „Chyba jednak mam”, pomyślałam, przypominając sobie o wiadomości, którą dostałam kilka godzin temu.
   Będąc świadoma, że rodzice są już w domu, czułam się trochę bezpieczniej, jednak fakt ten wcale nie sprawił, że sen przyszedł szybko. Mimo że od dawna nie mogłam się porządnie wyspać, nie chciało mi się spać. Pomyślałam o Ianie, który o niczym nie wiedział. Chciałam mu to wszystko opowiedzieć jak najszybciej, ale wiedziałam, że to nie jest najlepszy pomysł. „Dlaczego?”, zadałam sobie w myślach kolejne pytanie, na które nie mogłam sobie odpowiedzieć.
***

   Obudził mnie głośno dzwoniący budzik. Niechętnie wyciągnęłam rękę w jego kierunku i go wyłączyłam. Po pięciu minutach siedziałam samotnie w kuchni i jadłam płatki z mlekiem. Moi rodzice byli już dawno w pracy. Byli jakimiś dyrektorami od czegoś tam w firmie ubezpieczeniowej. Tam się także poznali. Od dawna nie mają czasu dla mnie, ale tak naprawdę się nie dziwię się im, bo gdybym ja pracowała w tak dużej firmie, starałabym się wykonywać swoją pracę suwerennie, aby utrzymać swoje stanowisko. Jednak praca moich rodziców powoli zmieniała się w jakąś manię, która zawładnęła całym ich życie.
   Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, a tym samym przypomniał mi o marnej rzeczywistości, w której obecnie się znajdowałam.
   Powoli otworzyłam drzwi wejściowe, a moim oczom ukazał się mój nowy kolega, Luke… jakiś tam. Spojrzał na mnie z rozbawieniem, a ja po chwili zorientowałam się, że jestem ubrana w niechlujny dres, w którym śpię.
   - Cześć… - przywitałam go niezręcznie. – Wybacz, że musisz na to patrzeć.
   - Jak dla mnie to wyglądasz bosko. – stwierdził omal nie wybuchając śmiechem. Spiorunowałam go tylko wzrokiem, a chłopak próbując się uspokoić wszedł do środka.
   - Rozgość się, a ja spróbuję się ogarnąć. – powiedziałam i pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w bardziej stosowne, ale wciąż luźne ubranie i uczesałam się w kitkę. Zajęło mi to dziesięć minut. Następnie przygotowałam się psychicznie na rozmowę z Lukiem. Schodząc po schodach otworzyłam w telefonie wiadomość, którą wczoraj dostałam. Weszłam do kuchni, gdzie siedział Luke i rzuciłam telefon na blat stołu.
   - Co to? – zapytał chłopak, patrząc się na telefon tak, jakby pierwszy raz w życiu widział takie urządzenie.
   - Przeczytaj. – odparłam. Nie miałam już pojęcia, w jaki sposób się zachować, żeby wyglądało to w miarę normalnie. Luke wziął telefon do ręki i przeczytał wiadomość, która widniała na ekranie. Nie wyglądał na bardzo zdziwionego. – Może coś powiesz?
   - No cóż, nie chciałbym cię martwić, ale… - przerwał na chwilę. – jesteś w niebezpieczeństwie.
   - Łał, to takie niesamowite. – stwierdziłam z ironią. – Powiedz mi, kim jest ten James, z którym się wczoraj pobiłeś.
   -Musisz wiedzieć o nim tylko tyle, że to on może zrobić ci krzywdę.
   - Dobra, Luke, nie jestem małym dzieckiem, a poza tym za dwa tygodnie mam mistrzostwa świata w hip-hopie, więc proszę cię, załatw to jakoś szybko. – powiedziałam, a po chwili poczułam się jak jakaś rozkapryszona dziewczynka.
   - Proszę bardzo, jedź na mistrzostwa, ale dużo tam nie osiągniesz, bo zabiją cię zanim wejdziesz na scenę. – chłopak wstał i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
   - Nie nie nie! Czekaj! – krzyknęłam i podbiegłam do niego. Dopiero teraz zauważyłam, jaki jest wysoki. Albo to ja jestem niska. – Czyli muszę zrezygnować z szansy, którą w końcu dostałam?
   - Słuchaj, kiedyś byłem w podobnej sytuacji. Widzisz, kim teraz jestem. Ty możesz przypłacić za zły wybór życiem.
   - Kim ty w ogóle jesteś, żeby mi to mówić?! – krzyknęłam. – Przecież to bez sensu!
   Nie wytrzymałam. Miałam ochotę się wyżyć na czymś, na kimś, na sobie. W jednej chwili zmienia się wszystko. Jestem zmuszona do zrezygnowania z mistrzostw, na które przygotowywałam się latami, a kiedy w końcu mogę wziąć w nich udział, muszę wybrać pomiędzy pasją, a życiem.
   - Przede wszystkim, uspokój się. Przecież to twój wybór. Ja na twoim miejscu po prostu wybrałbym życie, nie ryzykowałbym tak bardzo. – powiedział po chwili Luke.
   Usiadłam na kanapie. Chłopak ma rację, muszę się uspokoić.
   - Dobra, więc co proponujesz? – zapytałam, gdy emocje opadły.
   - No więc tak. – zaczął, a ja zamieniłam się w słuch.
___
Hej kochani! Nowy rozdział jest i mam nadzieję, że się Wam podoba. Przede wszystkim dziękuję Wam, że jesteście tacy cierpliwi i czekacie na każdy pojedynczy rozdział czasem nawet miesiąc. Dziękuję Wam, że jesteście. kocham